Za kościołem parafialnym w Górznie, na stoku wzniesienia nad jeziorem Górzno znajduje się płaskowzgórze po dawnym zamku biskupim. Z miejscem tym, zwanym Kopcem, związana jest legenda.

Wiele wieków temu nad jeziorem Górzno zbudowano potężne zamczysko, z którego podziemny korytarz prowadził podobno aż do samej Brodnicy. Zamek służył biskupom i dostojnikom kościelnym. Zachwycał wielkością i bogactwem. Pewnej gwiaździstej nocy stało się nieszczęście. Z nieznanej przyczyny wielka budowla z hukiem i trzaskiem zapadła się pod ziemię, grzebiąc także przebywających w niej wówczas ludzi. Ponieważ, jak wieść głosiła, od strony kościoła można było przedostać się tajemnym korytarzem do zawalonych piwnic zamkowych, kilku śmiałków podejmowało wyprawy w poszukiwaniu rzekomo znajdujących się tam skarbów. Wszystkie wyprawy, którym zwykle towarzyszyło kropienie święconą wodą i okadzanie, kończyły się niepowodzeniem. Po przebyciu krętymi ganeczkami kilkudziesięciu metrów, amatorzy przygód natrafiali na przeszkodę nie do pokonania, były to zamknięte drzwi na skobel i kłódkę, wielkie i ciężkie, okute żelazem drzwi.

Było to przed wiekami. Na wzniesieniu nad jeziorem Górzno zbudowano kościół. Pewnego razu, w czasie burzy, piorun uderzył w wieżę kościelną. Kościół był drewniany i spłonął. Dzwony w czasie pożaru spadły z wieży i potoczyły się do jeziora. Przez kilkadziesiąt lat, co pewien czas nocą mieszkańcy miasteczka mogli usłyszeć ich żałosne bicie. Mówiono wówczas, że dzwony należałoby wydobyć, ale dokonać tego może tylko człowiek czystego serca. I znalazł się taki śmiałek. Pewnego razu o północy zabrawszy za sobą sieci, wsiadł do łodzi i popłynął na jezioro. Przy pierwszym zarzuceniu sieć nie wytrzymała ciężaru dzwonów i zerwała się. Nie udało się i za drugim razem. Trzecia próba była bliska powodzenia, ale wówczas serce śmiałka nie wytrzymało, pękło, a dzwony znów spadły do jeziora. Po tym zdarzeniu już więcej nie słyszano żałosnego ich bicia.

Kiedyś przed wieloma laty, we wnętrzu wzgórza nad jeziorem Górzno, były obszerne groty, które zapełniali jacyś bliżej nieokreśleni mieszkańcy. Na tym to wzgórzu, zawsze o północy, ziemia się rozstępowała i z wnętrza wychodziła młoda, piękna dziewczyna ze złotym dzbanem na ramieniu. Była ubrana w srebrną suknię, jej głowę zdobiły długie złociste włosy, a szyję czerwone korale. Dziewczyna wolnym krokiem podchodziła za każdym razem do jeziora, nabierała wodę do dzbana i równie wolno wracała do otworu w górze. Towarzyszyły jej dziwne zjawy i jeszcze dziwniejsze nieludzkie głosy. Mówiono o niej, że miała dobre i czułe serce, i że wodą gasiła pragnienie przebywających w podziemiach bliżej nieznanych istot.

Starzy ludzie z Górzna powiadają, że kiedyś przed laty w głębinach pobliskiego jeziora mieszkał straszny potwór, przez okolicznych mieszkańców zwany Topielcem. Miejscowej ludności dał się on poznać z najgorszej strony. Nie było bowiem roku żeby nie wciągał do jeziora i nie utopił upatrzonej ofiary. A ofiary były różne: to dziecko bawiące się na brzegu bez opieki, to znów młody człowiek, który zabłądził w te strony, innym razem wojak przebywający na urlopie. Ofiarą był także posłaniec, który zimową porą śpiesząc z listem do pobliskiej wsi Fiałki, chciał skrócić sobie drogę i przechodził przez lód na jeziorze. Czasem udawało się uratować jakąś tonącą ofiarę, ale wtedy Topielec wpadał we wściekłość, opuszczał głębiny wodne i sadowił się pod drewnianym mostem nad strumykiem, który łączy jeziora Górzno i Młyńskie. Tam czekał na przechodzących lub przejeżdżających mieszkańców.

Na północ od linii kolejowej Gutowo-Klonowo znajduje się otoczone lasami jezioro Wlecz. Podanie ludowe przekazywane z pokolenia na pokolenie głosi, że kiedyś w tym miejscu rozciągała się bogata wieś kościelna. Jej mieszkańcy byli ludźmi spokojnymi i pracowitymi. Zgodnie z potrzebami pobudowali sobie dość duże zagrody. Pewnego razu spotkało ich straszne i niespodziewane nieszczęście. Okazało się bowiem, że budynki zostały wzniesione na miękkim i grząskim podłożu, a to stało się przyczyną, że zaczęły się zapadać i znikać z powierzchni ziemi. Ten sam los spotkał okazały kościół. Przed ostateczną jego zagładą, co cenniejsze drewniane rzeźby świętych zdołano jeszcze przenieść do niezbyt odległego kościoła w Radoszkach i tam już pozostały do naszych czasów. Mieszkańcy wioski przenieśli się później na bardziej bezpieczne tereny. Minął jakiś czas. W miejscu, gdzie znajdowała się wioska wylały obfite wody podskórne i utworzyły dość znacznych rozmiarów jeziorko. Jak powiadają starzy rybacy, przy słonecznej pogodzie, gdy nic nie mąci stojącej wody, można zobaczyć kontury zatopionego kościoła i wiejskich zagród. Według ludowej etymologii nazwa tego jeziora ma związek z opisanym tu zdarzeniem.

W pobliżu Górzna znajduje się mała wioska o nazwie Fiałki. Droga do wsi prowadzi tuż nad brzegiem jeziora. Kiedyś do mieszkańców przechodzących tędy o północy, z szuwarów rosnących obok, zawsze wybiegał duży czarny kot, świecący niesamowicie ślepiami i towarzyszył im w drodze. Znikał równie tajemniczo i niespodziewanie, ale zawsze dopiero gdy ukazywały się pierwsze zabudowania Fiałek. Prócz napędzania sporego strachu przechodniom, kot nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy. Powiadano, że to niechybnie jakaś pokutująca dusza.

Legendy opracowano na podstawie:
Bilski S. 1989. ,,Z kultury ludowej regionu brodnickiego”. Toruńskie Towarzystwo Kultury.

Legenda głosi, iż zgodnie z obyczajem kłusowników z górznieńskich lasów, strzelano do figurki Chrystusa na krzyżu a tam gdzie trafiła kula, przez cały rok miała być trafiana zwierzyna. W ostatni dzień grudnia 1859 roku Mateusz Płachta, aby spełnić zwyczaj, strzelił w lewy bok figurki. Cały krzyż pokrył się krwią, a mężczyzna widząc co się stało padł na śnieg i leżał aż do Nowego Roku. Po tym zdarzeniu przeszedł wewnętrzną przemianę, porzucił kłusownictwo i trafił do pustelni.

Ź: Wycinek prasowy

Według legendy, ponad sto lat temu w Górznie nad jeziorem Wapionka stał młyn. Młynarz po śmierci żony samotnie opiekował się córką Anulą. Dziewczyna zakochała się ze wzajemnością w pomocniku młynarza - Józku, co nie podobało się jej ojcu. Para spotykała się potajemnie przy krzyżu, obok leśnej drogi wiodącej do Czarnego Bryńska. W pewną niedzielę Anula czekała w umówionym miejscu, jednak Józek nie przyszedł. Chłopak został oślepiony przez młynarza i nie mógł znaleźć drogi do krzyża. Ukochana czekała tak długo, aż zamieniła się w bluszcz, który oplótł krzyż.

Ź: Wycinek prasowy

Po bitwie pod Grunwaldem wielu rycerzy wracało z bitwy. Niestety niektórzy z nich pogubili się. Jak głoszą stare podania, niedaleko Lidzbarka w pobliżu dzisiejszej wsi Bryńsk, napotkali jezioro, które postanowli przepłynąć. Ich nieszczęściu jednak było zadość, gdy po wyjściu z jeziora wpadli w błota i potopili się. Po pewnym czasie mieszkańcy wsi zaczęli słyszeć wycia i głosy. Były to przeraźliwe krzyki nieszczęsnych rycerzy. Na pamiątkę tej tragedii mieszkańcy nazwali swoją wioskę Bryńsk, gdyż w języku staropolskim słowo to oznacza błota. W błotach bowiem zatonęli owi rycerze.

Wg opracowania Magdaleny Zawackiej

Bardzo dawno temu, po rozebraniu lidzbarskiego zamku wielu odważnych mężczyzn próbowało przedostać się podziemiami do Jeziora Lidzbarskiego w poszukiwaniu skarbów. Jeden z nich o imieniu Błogosław postanowił wyruszyć na podbój mroków i naprzeciw złych siłom, aby zdobyć upragnione skarby. A że nie było jeszcze w użyciu latarek, posługiwał się pochodniami. W pewnym momencie podmuch wiatru zdmuchnął pochodnię, a przed nim stanęła piękna białowłosa w białej sukni. Błogosław przestraszył się i zaczął uciekać. Lecz jego ucieczka nie miała końca. Błądził wciąż w labiryncie korytarzy.

Legenda powstania przysiółka Obrazik, której opis znajduje się na tablicy na rozstaju dróg. Czytamy na niej czytamy:  Było to owej upiornej zimy roku 1812, gdy zdziesiątkowana armia Napoleona wracała spod Moskwy. Wówczas to jeden z oficerów oddziału przedzierającego się przez te lasy w stronę Lidzbarka zdołał jedynie dotrzeć do rozstaju dróg i tam zmarł od ran i wyczerpania. Jego wierni żołnierze złożyli go do leśnej mogiły, zaś na stojącym obok drzewie przytwierdzili znaleziony przy zmarłym obrazek Marii Magdaleny, patronki Marsylii. Gdy Francuzi odeszli, mieszkańcy Leźna umieścili w tym miejscu figurkę Matki Boskiej i tak powstała kapliczka, którą otoczyli szczególną opieką. Wkrótce powstał tu przysiółek Małego Leźna, na pamiątkę wydarzeń z 1812 roku nazwany Obrazik. W XIX wieku zamieszkiwało tu około 60 osób. Po II wojnie światowej osada wyludniła się i została po niej tylko kapliczka. Czasami ciemną nocą na rozstaju dróg przy kapliczce słychać żołnierskie kroki pełniącego wartę Francuza....