Aneks do problematyki studium ochrony wartości kulturowych obszaru Wdeckiego Parku Krajobrazowego.
Wytyczne do kształtowania form architektury i budownictwa.

Legenda pochodzi ze zbioru legend "Jasna i Dersław" Baśnie podania i opowieści z Kociewia - autorstwa Romana Landowskiego,
Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1981, s. 104-108.

Tamtego roku zima była ostra, bez śniegu. Mówiono o niej: „czarna zima”. Uroku nie przysparzała, bo cóż to za zima bez grubych kołder z śniegowego puchu i bez sanny. I mrozy wówczas silniejsze, bo mówią, że gdy śnieg spadnie, mrozy nieco zleżą. A wtenczas ogromne były mrozy. Ziemia czarna, lecz zmarznięta na kilka chyba metrów.

I właśnie tej zimy, czarnej, pewien możny pan wracał ze Świecia do Osieka z karnawałowej rozrywki. Był to dalszy krewniak starosty Adama Walewskiego rezydującego w Osieku w XVI wieku. Starosta słynął ze swojej pożytecznej działalności i dobrych planów na przyszłość. W miejsce krzyżackiego zamku wybudował okazały pałac renesansowy. Starał się u króla o prawa miejskie dla Osieka. W zamian żądał prawa wieczystego posiadania tej miejscowości przez rodzinę Walewskich. Prawa tego jednak nie uzyskał. Wtedy starosta Adam Walewski zrezygnował z zamiaru tworzenia miasta.

Fenikowski Franciszek
Osie

Motto: - Wici Wici Wojna tej wiosny –
Jeździec wieniec z zieleni ciska.
Szumią Kniei Tucholskiej sosny,
Wiatr cwałuje przez uroczyska,
Pędzą jeźdźcy po ziemiach Polski:
- Zaprosimy Prusów do tańca!
Szumią sosny Kniei Tucholskiej
O przygodzie księcia – wygnańca …

Niewątpliwie to św. Trybald z Provins - patron smolarzy i węglarzy - skierował moje kroki do Łopienki w Bieszczadach, gdzie z kolei wkradło się przeznaczenie i zesłało ulewny deszcz. Zmuszona zostałam do szukania schronienia w pobliskiej smolarni. Kilka godzin spędzonych z p. Józkiem- "współczesnym smolarzem"- sprawiły, że chciałam zgłębić tajemnice wiedzy smolarskiej. Jednak po głębszych poszukiwaniach w źródłach okazało się, że, po pierwsze, nie można oddzielić smolarstwa od maziarstwa, dziegciarstwa i węglarstwa oraz że niektóre z tych terminów są sobie tożsame (o czym później), po drugie, że używana dzisiaj nomenklatura nie ma nic wspólnego z tradycją i dawnym nazewnictwem, więc spotkałam nie smolarza, a węglarza, i po trzecie wreszcie, że aby się czegoś dowiedzieć trzeba anielskiej wręcz cierpliwości.

Sławomir Rajnik, "Z notatnika Rajnika"

Ochrona przyrody to temat trudny sam w sobie, a praktyczna jego realizacja to wręcz wyczyn ekwilibrystyczny z pogranicza kaskaderstwa i saperstwa, bo jak tu pogodzić interes przyrody i wszędobylskiej ludzkiej obecności. My jako gatunek któremu "wszystko się należy", dosyć opornie przyjmujemy do wiadomości, że to w naszych rękach leży odpowiedzialność za środowisko. Na szczęście świadomość ta jest co raz większa i pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie przyjdzie nam kiedyś stwierdzić jak pewnemu anegdotycznemu lekarzowi: "Operacja się powiodła, tylko pacjent nie przeżył".

Sławomir Rajnik

Kiełbaski i płaty karkówki szybko zniknęły w przepastnych żołądkach gości. Pierwszy wakacyjny grill w miłej i sielskiej atmosferze lipcowego wieczoru dobiegał końca. Zza horyzontu wyłoniła się nadymana buzia księżyca w pełni. Pomimo dogasającego żaru węgielków zrobiło się dużo jaśniej. Pełen brzuszek i pełna (jeszcze) butelka ulubionego piwa dopełniają szczęścia rozkoszy kulinarnych. Lenistwo udzieliło się wszystkim. Nagle ten i ów zaczyna klepać się w kark, czoło, słowem we wszystkie odkryte miejsca. Komary! O zgrozo, a miało być tak pięknie. Całe eskadry tych wnerwiających insektów krążą nad głowami oczekując odpowiedniej chwili do ataku szczególnie na oszczędniej owłosione głowy kolegów. No cóż, w życiu każdego mężczyzny przychodzi taki okres, że lecą na niego już wyłącznie kleszcze, deszcz i komary. Brutalna prawda i niestety bolesna. Dosłownie. Wtem jakiś cień przemknął nad głowami zebranych. Chwilę potem następny i jeszcze jeden. Cicho, wręcz bezgłośnie niczym małe duszki rozpoczęły harce tuż nad głowami.

Sławomir Rajnik

Dawno, dawno temu rzekł Bóg: Niech zaroją się wody mnóstwem istot żywych a ptaki niech latają nad ziemią pod sklepieniem nieba! Zaroiły się wody i wszelkie ptactwo skrzydlate, różnego rodzaju. Widział Bóg, że jest to dobre () a ptactwo niechaj się rozmnaża na ziemi.

Nie tak dawno temu, bo w latach 1958-1960 inny Wielki Ojciec Narodu Mao Zedong w decyzji zwalczania czterech plag nakazał m.in. zabijać wróble, niszczyć ich gniazda, jaja i pisklęta gdyż wyjadały ziarno na zasiewy. Do ich odpędzania używano kolorowych szmat, oraz bębnów, garnków, patelni, słowem wszystkiego, co pozwalało wywołać hałas. Wystarczyło 15-20 minut, by wróbel padł z wycieńczenia. Padłe ptaki wiązano w girlandy, wieńce czy też w długie łańcuchy, które tryumfalnie obwożono na ciężarówkach w asyście aktywistów, megafonów i propagandowych sloganów. Wybicie wróbli przyniosło fatalne skutki w rolnictwie, bo przyczyniło się do plagi szarańczy, a ta do wielkiego głodu.

Sławomir Rajnik

Kolejne nadleśnictwo w naszym województwie ze względu na wysokie zagrożenie pożarowe wprowadza zakaz wstępu do lasu”.
„W lasach naszego regionu w najbliższych dniach prowadzone będą opryski z samolotu i z tego względu wprowadza się na tym obszarze zakaz wstępu do lasu”.
„W związku z pożarami lasów, kolejne miejscowości przygotowują się do ewakuacji”.

Co roku w okresie lata środki masowego przekazu informują o tych zdarzeniach nie rzadko tragicznych w skutkach. Pożary czy też inwazje owadów były w przeszłości, są i będą. Przyczyną tych plag w większości jest człowiek lub jego działalność, ale też powstają w sposób naturalny. Pioruny od milionów lat wzniecały pożary a inwazje szarańczy są znane od czasów, kiedy istnieje rolnictwo. Pierwotne puszcze nie raz pustoszyły pożary, jednakże siła naturalnych lasów była tak duża, że w kilka dziesięcioleci rany się zabliźniały. Odporność na gradacje owadów była również bez porównania większa. W ten stan równowagi wkroczył człowiek i z racji swej natury przekształcił otoczenie, niestety i lasy. Zaczęły dominować monokultury sosnowe lub świerkowe, bo surowiec możliwie szybko przyrastał a i hodowla wydawała się łatwiejsza. Lata doświadczeń w walce z pojawiającymi się wciąż nowymi zagrożeniami wyodrębniły osobną dziedzinę gospodarki leśnej. Obok takich działów jak hodowla, użytkowanie i urządzanie powstał dział zwany ochroną lasu.

Sławomir Rajnik

Początek XIX wieku przeszedł w historii Europy głównie jako czas wojen napoleońskich. W tym to okresie wielu Polaków niejako na rozkaz „zwiedziło” stary kontynent od Madrytu po Moskwę. Wśród kadry oficerskiej znalazł się człowiek, który zasłynął nie tylko jako wybitny strateg i dowódca, ale również jako ten, który zmienił oblicze rodzinnego rolnictwa. Generał Dezydery Chłapowski – bo o nim mowa, ziemianin z pochodzenia, po ukończeniu akademii wojskowej odbył u boku Napoleona kampanię hiszpańską, austriacką, moskiewską i saską. Bystry obserwator o analitycznym umyśle, przyrodnik z zamiłowania szybko dostrzegł różnicę w gospodarce rolnej Wielkopolski a Europy Zachodniej. Po zakończeniu działań wojennych gen. Chłapowski osiadł w Wielkim Księstwie Poznańskim w rodzinnej Turwi. Podróże kształcą – to porzekadło już teraz weteran Chłapowski zaczął wprowadzać w życie rozpoczynając gospodarowanie na ojcowiźnie. Był prekursorem wprowadzenia płodozmianu-zamiast trójpolówki zaczął siać wzbogacającą w azot koniczynę, wprowadził do orki żelazny pług i jako pierwszy rozpoczął wprowadzanie zadrzewień śródpolnych. Czymże, więc one są?

Sławomir Rajnik

Ileż to razy widząc samochód ciężarowy załadowany stosami drewna lub dłużycami nadobna paniusia lub miejski filozof wzdycha przeklinając i posyłając do diabła tych niedobrych, złych leśników. „Jak tak dalej pójdzie to wszystkie lasy nam wytną”. Przekonani o słuszności swoich teorii nawet nie próbują zrozumieć oczywistej oczywistości, że jak sadzi się drzewka w odległości 40 cm jedno od drugiego, to za 100 lat te drzewa nie mogą rosnąć tak jak je posadzono. Byłby to teoretycznie jeden monolityczny blok zrośniętych drzew a nie las. W dojrzałym, starym lesie drzewa rosną co 5-10 m. Na tym można by skończyć te logiczne rozważania ale to było by za prosto.

„Leśnik nie sieje, leśnik nie orze, wysokie sosny to jego zboże…” Fragment tego nieoficjalnego hymnu leśników śpiewanego raczej nie w pozycji na baczność i nie tylko przy herbacie zaledwie nakreśla co jest celem ich pracy chociaż co do siewu i orania to nie jest tak do końca. Na szkółkach wysiewa się nasiona drzew-by wyhodować sadzonki drzew a w miejsce gdzie ma się je wysadzić wyorywuje się tzw. pasy. Od momentu posadzenia do czasu uzyskania dojrzałego, pięknego drzewostanu panować będzie nieustanna rywalizacja, walka o przeżycie, o światło, o wodę a rolą leśników jest odpowiednio tą walką pokierować poprzez trzy grupy działań wzajemnie ze sobą ściśle powiązanych: hodowlą, ochroną i użytkowaniem lasu.

Sławomir Rajnik

Park krajobrazowy obejmuje obszar chroniony ze względu na wartości przyrodnicze, historyczne i kulturowe w celu zachowania i popularyzacji tych wartości w warunkach zrównoważonego rozwoju. Tyle „mówi” jeden z paragrafów ustawy o ochronie przyrody a że parków takowych jest prawie 130 i najprawdopodobniej jeszcze kilka-kilkanaście powstanie, dlatego też warto bliżej przyjrzeć się tej jednej z form ochrony przyrody w Polsce.

Sławomir Rajnik

„Lato we Wdeckim Parku Krajobrazowym” to cykliczna, plenerowa impreza o charakterze przyrodniczo, ekologiczno, kulturowym. Ma on na celu promocję Borów Tucholskich, Kociewia i gminy Osie co w okresie wakacyjnym jest jednym z najważniejszych zadań Parku.

Sławomir Rajnik

Drzewo, jakie jest każdy widzi. Do czego służy drewno, jakie ma zastosowanie i co z drzew się wyrabia przeciętny zjadacz chleba wymieni od razu kilka przykładów. Meble, papier, opał, rzeźby, zabawki to potrafi wymienić ciągiem średnio rozgarnięte dziecko. Ci bardziej obeznani z tematem dołożą jeszcze herbatkę z kwiatów lipy na przeziębienie, syrop przeciwkaszlowy z kwiatów sosny czy terpentyna i kalafonia z żywicy sosnowej. Na tym przeważnie nasza wiedza o właściwościach i zastosowaniu drewna, liści, owoców, kory a nawet korzeni się kończy.

Sławomir Rajnik

Popołudniowa sobota 14 lipca w gminie Osie zapadnie już mieszkańcom w pamięci na całe życie. Każdy zapamięta ją z przyczyn oczywistych inaczej, ale mianownik będzie ten sam. Trąba powietrzna. Tego dnia rozpocząłem odkładany od lat remont mieszkania. Zrywanie desek podłogowych zmierzało ku końcowi. Duszno i gorąco. Do tego ta paskudna burza, która spowodowała chyba zalanie kilku piwnic, bo słychać głos syreny strażackiej. Policyjny radiowóz przemknął pod blokiem, chwilę potem słyszę kolejne wozy strażackie. Acha, pewnie drzewa poprzewracało. Nic nowego. Mieszkając w Borach Tucholskich człowiek szybko się do tego przyzwyczaja. Wszak do Tlenia turyści muszą dojechać.

Sławomir Rajnik

Motorówka powoli płynie po sfalowanych wodach Zalewu Żurskiego niczym latający holender. Cztery nieruchome postacie skulone na pokładzie rzeczywiście z daleka mogą wyglądać jak zjawy. Odgłos pracującego silnika pozwala potencjalnemu obserwatorowi stwierdzić, że w czasach pirata Jacka Sparrowa takowych urządzeń jeszcze nie znano, więc to raczej śmiertelnicy o ile można tak mówić o tych wariatach. Znam ich dobrze. Zgrany kwartet gdzie każdy zna się na robocie i wie, co do niego należy. Krzychu naciągnął kaptur kurtki. Pozostali niczym automaty powtarzają ten sam ruch.

Opowiadanie pod tytułem "Oskar - leśniczy z Wyder" nosiło pierwotnie tytuł "Kręte losy leśnika. Wspomnienie o ojcu". Napisał je Andrzej Fogt (vel Vogt) syn leśniczego Oskara Vogta, liczący sobie dzisiaj 74 lata.

Historia leśniczego z Wyder

Pan Andrzej Fogt wyraził zgodę na zmianę tytułu swojego opowiadania. Ojciec Autora prezentowanych tu wspomnień Oskar Vogt był leśniczym w Państwowym Leśnictwie Wydry w latach 1927-1944. Wywodził się z rodziny o tradycjach leśnych, sam ukończył słynną Szkołę dla Leśniczych w Margoninie. Leśnictwo Wydry w tamtym czasie wchodziło w skład Nadleśnictwa Szarłata położonego na terenie Borów Tucholskich na Pomorzu. Dzisiaj jest to teren Nadleśnictwa Osie nadzorowany przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Toruniu.

Postać leśniczego Oskara Vogta, losy jego i jego rodziny zaciekawiają czytelnika. Ukazane jest życie człowieka zamiłowanego w lesie i swojej profesji. Żywot leśnika - dobrego organizatora leśnych prac gospodarczych, sprawiedliwego pracodawcy, życzliwego człowieka. Nazwisko, wyznanie, jak i odległe związki z narodowością niemiecką mogły budzić irracjonalny, nieuzasadniony dystans miejscowych Polaków, zaś nieukrywane sympatie i utożsamianie się Oskara Vogta z polskością - z kolei nieufność mniejszości niemieckiej, która zamieszkiwała okolice Wyder. Uwarunkowania te ukazały się szczególnie ostro w czasie wojny i okupacji niemieckiej.